sobota, 17 grudnia 2011
sobota, 10 grudnia 2011
w żółwim tempie.

środa, 26 października 2011
końca nie widać!
środa, 12 października 2011
Do It Hard Or Die!
Z racji tego, że prace nad derby prowadzone są w profesjonalnym warsztacie samochodowym, co jakiś czas słyszę komentarze klientów na temat tego co w danej chwili wykonuje. Oczywiście większość z nich podchodzi do tego wyśmiewczo. Po co takiego trupa robić? Chce Ci się? i szereg innych tego typu pytań. O dziwo zdarzają się też słowa uznania. Na usta nasuwa się hasło "Do It Hard Or Die!"
Co do tej pory zrobiłem? Jak zwykle fotki powiedzą za siebie. Pokrótce, zacząłem gładzić kielichy amortyzatorów (tak, tak tona szpachli...możecie zacząć to komentować :P) na szybko ściągnąłem czarną farbę z listwy na masce (do wypolerowania) rozebrałem silnik do malowania. Blok i miska zostały odmalowane. Skrzynia wymaga dopieszczenia. Reszta osprzętu czeka na farbę ;)
Skoro motor leży rozłożony na stole warto zainwestować w to co niezbędne do prawidłowej pracy silnika (tym bardziej, że w planach jest zaturbienie) Komplet uszczelek, pierścienie, uszczelniacze zaworowe i takie tam już leżą i czekają na na zamontowanie. Głowica czeka na szczegółową kontrolę :)



Co do tej pory zrobiłem? Jak zwykle fotki powiedzą za siebie. Pokrótce, zacząłem gładzić kielichy amortyzatorów (tak, tak tona szpachli...możecie zacząć to komentować :P) na szybko ściągnąłem czarną farbę z listwy na masce (do wypolerowania) rozebrałem silnik do malowania. Blok i miska zostały odmalowane. Skrzynia wymaga dopieszczenia. Reszta osprzętu czeka na farbę ;)
Skoro motor leży rozłożony na stole warto zainwestować w to co niezbędne do prawidłowej pracy silnika (tym bardziej, że w planach jest zaturbienie) Komplet uszczelek, pierścienie, uszczelniacze zaworowe i takie tam już leżą i czekają na na zamontowanie. Głowica czeka na szczegółową kontrolę :)
wtorek, 11 października 2011
Bonus movies :)
Tuż przed demontażem silnika z derby pojechaliśmy pożegnać się z nim. Jak ta ceremonia wyglądała w skrócie ukazują poniższe filmiki (wybaczcie nam nieprofesjonalne dialogi :P)
sobota, 8 października 2011
Poszły konie po betonie!
Zwykle przed każdą porcją fotek pisałem krótkie notatki. Ku uciesze wzrokowców i tym razem dużo fotek mało tekstu. Po podróży z Wrocławia do małej wioski o wdzięcznej nazwie "Pełcznica" (za Kątami Wrocławskimi gdzie znajduje się zaprzyjaźniony warsztat) zabrałem się za robotę przy właściwym pacjencie. w ciągu jednego dnia uporałem się z wytarganiem całej wiązki elektrycznej i silnika ze skrzynią biegów z derby. Zdążyłem też porządnie umyć komorę silnika. Na koniec dnia pomalowałem skrzynię biegów, ale nie jest ona jeszcze skończona, więc nie pokazuję...



piątek, 23 września 2011
przeszczepu ciąg dalszy.

Tak jak pisałem we wcześniejszym wpisie dzisiejszy dzień stał pod znakiem myjki ciśnieniowej i siurfaksowi "antywszystko". Po szybkich zakupach w castoramie zabrałem się za robotę. Niestety jak się później okazało zakupy nie do końca były potrzebne bo na malowanie nie starczyło czasu i sił. Nie mogę jednak narzekać bo jak możecie zauważyć na zdjęciach, odwalony został kawał dobrej roboty. Jak na wstępne mycie przed rozbieraniem do malowania efekt jest lepszy jak zadowalający.
czwartek, 22 września 2011
akcja przeszczep.

piątek, 16 września 2011
Wiec, że coś się dzieje!! cz.2
środa, 14 września 2011
piątek, 19 sierpnia 2011
Wiec, że coś się dzieje!
Jak donosi mój nadworny mechanik derby do końca tygodnia ma być w 75% sprawne co oznacza nie mniej nie więcej jak zdany egzamin sprawnościowy zwany dalej przeglądem technicznym... trzymać kciuki! :P
piątek, 22 lipca 2011
fanty fanty fanty...
Z racji, że nie za fajnie robi się przy aucie w taką pogodę czas ten poświęcony został przede wszystkim na przeglądaniu allegro i zaopatrywaniu się w niezbędne części. Co do budy to nadkola wraz z kielichami amortyzatorów są już odpowiednio pospawane i zabezpieczone przed korozją także z blach pozostanie jedynie podłoga... Części jakie do tej pory nabyliśmy to przede wszystkim elastyczne przewody hamulcowe, wahacze i łożyska czyli niezbędne minimum. Kolumny przedniego zawieszenia czekają na malowanie i zmontowanie także niedługo derby będzie mogło stanąć na kołach... jeśli wszystko dobrze pójdzie być może będzie to coś na podobiznę tego:
poniedziałek, 4 lipca 2011
są postępy, zawieszenia jeszcze nie ma!
Sytuacja na froncie trochę się zmieniła. Mirek połatał przednie lewe nadkole. Rozpoczął też prace nad prawą stroną, jednak jak wiadomo guma nie jest sprzymierzeńcem spawacza, w pierwszej kolejności postanowiłem więc skupić się przede wszystkim na oczyszczeniu miejsc w okolicach nadkoli (czyt. grodź) a pod koniec dnia ruszyłem i podłogę.


czwartek, 30 czerwca 2011
zacny angol
środa, 29 czerwca 2011
wtorek, 28 czerwca 2011
pooowooli do przodu...
Dziś nastała wiekopomna chwila. Razem z Mirkiem rozpocząłem prace związane z glebieniem Derby. Sam proces wymiany zawieszenia nie jest jakoś nadzwyczaj skomplikowany i można go wykonać w jedno popołudnie jednak jak się ma już wszystko na wierzchu warto zaopiekować się nadkolami ;)
niedziela, 26 czerwca 2011
środa, 8 czerwca 2011
czwartek, 17 marca 2011
Clean Look!
Życzyłbym sobie, żeby i w moim pojeździe komora silnika tak się prezentowała ;)
o pojeździe u góry niedługo napiszę nieco więcej.
tu co prawda nie polo i nie derby ale volkswagen w ciekawej kolorystyce:
było sobie derby...
Na początku wypadałoby wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi? Wszystko czego można było się dowiedzieć na temat tego pojazdu znajdowało się na RetroRide.pl. W mojej głowie narodził się jednak pomysł, aby oddzielić te dwa tematy od siebie tak, żeby RR nie stało się jakąś formą VAGowej propagandy, czy po prostu dziennikiem z remontu. Tak też powstał ten blog na którym chciałbym dokładniej opisać ten projekt.
Troszkę historii:
Wszystko zaczęło się przypadkowo. Kolega potrzebował taniego dupowozu. Inny znajomy chciał pozbyć się starego volkswagena. Pojechaliśmy go obejrzeć. Z wierzchu wydawał się być całkiem zadbany. Bagażnik się nie otwierał, ale nadwozie było bez dziur czy niepokojących ognisk rdzy. Lakier po prawie trzydziestu latach zmatowiał a na jego powierzchni znajdowało się wiele odprysków które powoli zaczęły zachodzić rdzawym nalotem, ale czegóż spodziewać się po tak dojrzałym pojeździe. O mechanice nie można było zbyt wiele powiedzieć. Jeździł, hamował, reagował na ruchy kierownicą. Światła świeciły. Co prawda wnętrze śmierdziało trupem, ale cena? 400-500zł. Nie mogliśmy pozwolić by taki egzemplarz wpadł w niepowołane ręce. Chwilę później Derby zajechało pod nasz tymczasowy garaż. Działała już tylko dwójka. Akumulator nie wytrzymywał nocy. Stanęło więc na czterech stówach....
Tak też stałem się (nie)szczęśliwym posiadaczem Volkswagena Derby z 1982 roku.
Gdy opadły już emocje po zakupie mojego pierwszego własnego samochodu, nadszedł czas na bliższe zapoznanie się z nim. Zrywanie pokrowców z foteli, awaryjne otwieranie bagażnika (jak wspomniałem wcześniej z kluczyka się nie otwierał) , wyciąganie dywanów itd.. Po tych zabiegach wyłonił się prawdziwy obraz Derby.. chciałoby się rzec -destruction derby! Początkowo miałem ochotę go oddać. Jednak gdy obejrzałem kilka relacji z remontów polo 86c, stwierdziłem, że nie taki diabeł straszny. Na pierwszy ogień poszedł bagażnik:


Kilka dziurek w podłodze to nie koniec świata. Powoli i sumiennie zaopatrywałem się w niezbędne części, przede wszystkim elementy wnętrza i tak gdy już większość z nich została wymieniona, nadszedł czas na prace blacharsko-lakiernicze.

Tak też walka z rdzą została rozpoczęta na poważnie. Każda część nadwozia wymagała ingerencji w jej powłokę lakierniczą. Po całym dniu szlifowania, podcinania, spawania, młotkowania i sam Bóg wie czego jeszcze, naszym oczom ukazał się niebagatelny widok:
Wybaczcie nam jakość zdjęć. Po całym dniu pracy, nawet aparat odmówił posłuszeństwa.
Przyszła kolej na podkład.
Troszkę historii:
Wszystko zaczęło się przypadkowo. Kolega potrzebował taniego dupowozu. Inny znajomy chciał pozbyć się starego volkswagena. Pojechaliśmy go obejrzeć. Z wierzchu wydawał się być całkiem zadbany. Bagażnik się nie otwierał, ale nadwozie było bez dziur czy niepokojących ognisk rdzy. Lakier po prawie trzydziestu latach zmatowiał a na jego powierzchni znajdowało się wiele odprysków które powoli zaczęły zachodzić rdzawym nalotem, ale czegóż spodziewać się po tak dojrzałym pojeździe. O mechanice nie można było zbyt wiele powiedzieć. Jeździł, hamował, reagował na ruchy kierownicą. Światła świeciły. Co prawda wnętrze śmierdziało trupem, ale cena? 400-500zł. Nie mogliśmy pozwolić by taki egzemplarz wpadł w niepowołane ręce. Chwilę później Derby zajechało pod nasz tymczasowy garaż. Działała już tylko dwójka. Akumulator nie wytrzymywał nocy. Stanęło więc na czterech stówach....
Tak też stałem się (nie)szczęśliwym posiadaczem Volkswagena Derby z 1982 roku.
Gdy opadły już emocje po zakupie mojego pierwszego własnego samochodu, nadszedł czas na bliższe zapoznanie się z nim. Zrywanie pokrowców z foteli, awaryjne otwieranie bagażnika (jak wspomniałem wcześniej z kluczyka się nie otwierał) , wyciąganie dywanów itd.. Po tych zabiegach wyłonił się prawdziwy obraz Derby.. chciałoby się rzec -destruction derby! Początkowo miałem ochotę go oddać. Jednak gdy obejrzałem kilka relacji z remontów polo 86c, stwierdziłem, że nie taki diabeł straszny. Na pierwszy ogień poszedł bagażnik:
Tak, tak, instalacja gazowa która nie działała, butla która miała homologacje do końca roku i przede wszystkim brak papierów poza wpisem w dowodzie. Kto by to wszystko trzymał?
Kilka dziurek w podłodze to nie koniec świata. Powoli i sumiennie zaopatrywałem się w niezbędne części, przede wszystkim elementy wnętrza i tak gdy już większość z nich została wymieniona, nadszedł czas na prace blacharsko-lakiernicze.
W ruch poszły narzędzia zakupione specjalnie na tą okazję, które w rękach Sepo wyglądały naprawdę profesjonalnie! :D
Tak też walka z rdzą została rozpoczęta na poważnie. Każda część nadwozia wymagała ingerencji w jej powłokę lakierniczą. Po całym dniu szlifowania, podcinania, spawania, młotkowania i sam Bóg wie czego jeszcze, naszym oczom ukazał się niebagatelny widok:
Wybaczcie nam jakość zdjęć. Po całym dniu pracy, nawet aparat odmówił posłuszeństwa.
Buda derby okazała się być stosunkowo zdrowa, a co najważniejsze prosta. Pod lakierem nie znaleźliśmy niespodzianek typu kilo tynku, bandaż + żywica i innych wydumek mściwych blacharzy. Obyło się bez większego klepania czy broń Panie Boże, kitowania.
Oczywiście lata dały mu mocno w kość, aczkolwiek jestem zdania, że auta produkowane obecnie, jego wieku nie dożyją. Może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale ten egzemplarz w przyszłym roku będzie kończył swoje trzydzieste urodziny!
Idąc za ciosem, następnego dnia wzięliśmy się za "malowanie". Celowo użyłem tu cudzysłowu, gdyż tak naprawdę to Derby został zapodkładowany. Kolor jaki uzyskaliśmy zawdzięczamy magicznej miksturze podkładu i lakieru z palety braterskiego koncernu, którego kod jak i proporcje tejże mikstury zna jedynie sam szaman Sepo. Jednak zanim na dobre wziął on w swe ręce pistolet lakierniczy, wpierw poczynił antykorozyjne modły przy użyciu pędzla i substancji o tajemniczej nazwie "BITEX"
Oczywiście lata dały mu mocno w kość, aczkolwiek jestem zdania, że auta produkowane obecnie, jego wieku nie dożyją. Może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale ten egzemplarz w przyszłym roku będzie kończył swoje trzydzieste urodziny!
Idąc za ciosem, następnego dnia wzięliśmy się za "malowanie". Celowo użyłem tu cudzysłowu, gdyż tak naprawdę to Derby został zapodkładowany. Kolor jaki uzyskaliśmy zawdzięczamy magicznej miksturze podkładu i lakieru z palety braterskiego koncernu, którego kod jak i proporcje tejże mikstury zna jedynie sam szaman Sepo. Jednak zanim na dobre wziął on w swe ręce pistolet lakierniczy, wpierw poczynił antykorozyjne modły przy użyciu pędzla i substancji o tajemniczej nazwie "BITEX"
Tak odprawiony Derby gotów był do końcowej fazy tegoż przedsięwzięcia.
Po kolejnym dniu zmagań i jeszcze jednym schnięcia, samochód był prawie, że gotowy do jazdy...
założyliśmy z tyłu alufelgi Borbet T 14x8j
(obecnie noszę się z zamiarem ich sprzedania)
tu chyba pierwsza modyfikacja jakiej dokonaliśmy
(częściowo pomalowane odbłyśniki reflektorów)
dopiero przy tym lakierze wyglądają naprawdę dobrze
wspominane wcześniej wnętrze.
fotele z G1, tunel środkowy z boxem na kasety, zdrowe boczki drzwiowe,
chromowane korbki szyb i prezent urodzinowy od Sepo:
różowa nakładka na dźwignię hamulca ręcznego
Dlaczego więc nie wyruszyć nim w jakąś podróż? A no dlatego, że w drodze na malowanie Derby nie wytrzymał presji czasu i zwyczajnie zsikał się pod siebie. Jak się później okazało nie zrobił tego pierwszy raz, gdyż oryginalny, stalowy wlew paliwa został zastąpiony gumowym, który podobnie jak ten pierwszy nie zdał egzaminu. Dodając do tego ciągły brak przeglądu, wciąż nie połatane dziury w podłodze i niekorzystną aurę na dworze, zmuszony byłem odpuścić dalsze prace. Tak Derby zasnął snem zimowym, aż do dnia wspomnianego na samym początku artykułu.
Zimowy postój pod chmurką odcisnął swoje piętno na jego karoserii, ale ku naszemu szczęściu nie pojawiły się na niej żadne ogniska rdzy. Ucieszeni tym faktem postanowiliśmy zmyć z niego brud. Ale jak dostać się nim na myjnie skoro nie można zalać do niego benzyny? Przecież cieknie z baku.
Wystarczy zatankowany do pełna kanister, dwie półtorametrowe rurki i dziura w podłodze. Dodatkowo w końcu zamontowaliśmy Borbety także z przodu. (przeleżały zimę w garażu) Potem było już z górki...
Na myjnie, gdzie przywróciliśmy mu jako taki wygląd.
Odcień zdaje się mocno zbladł.
(na fotografiach wydaje się jeszcze bladszy)
i do warsztatu gdzie mam nadzieję, derby szybko w pełni odzyska siły.
I tak to pokrótce wyglądało, ale o tym mogliście wyczytać na RetroRide.pl. Od teraz wszystko co związane z Derby, co mi przyjdzie do głowy będę umieszczał tutaj. Nie ukrywam, że w formie z goła odmiennej od tego co mogliście do tej pory zobaczyć na RR.pl ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)